Glaetzer Wines
Z jednej strony wielu jest takich winiarzy na świecie; skupionych tylko na tworzeniu butikowych win, nieoglądających się na innych, bez wahania podążających za wewnętrznym głosem, nakazującym takie, a nie inne działanie. Z drugiej jednak strony, bardzo nieliczni mają na koncie osiągniecia, którymi mógłby się pochwalić Ben Glaetzer. Mógłby, bo wcale się nie chwali. Na butelkach jego win nie znajdziemy wizerunków medali, które zdobyły. Jak ktoś jest zainteresowany, jakie mają oceny i ile punktów otrzymały od krytyków, sam musi poszukać informacji w internecie. Nawet na stronie winiarni oceny są skromnie schowane pod hasłem Press Reviews.
Wizja Bena Glaetzera
Australijski winiarz należy bowiem do nielicznego grona enologów, którzy nie narzucają się opiniami o swoich wyrobach ani nie komentują niepytani zdobywanych laurów. Indagowany zaś o Parkera, odpowiada: „Tak, on chyba wysoko ocenia moje wina”. Tutaj trzeba dodać, że zazwyczaj te oceny plasują się w przedziale pomiędzy 94 a 98 punktów! Kiedy w wieku niespełna 30 lat Ben przedstawił światu w pierwszej dekadzie nowego millennium swojego Amona-Ra, wino to praktycznie natychmiast zaczęło być wymieniane obok najsłynniejszych, legendarnych już australijskich win takich jak Penfolds Grange Maxa Schuberta czy Hill of Grace Stephena Henschkego.
Od początku swego istnienia Amon-Ra zachwycało genialnym połączeniem pełni, owocowości i wspaniałej złożoności z finezją i elegancją sprawiającymi, że wyraźnie odbiegało od stereotypu powstających w Dolinie Barossa win przepełnionych głównie mocarnością i dojrzałością owocu.
Wina Bena Glaetzera
Od samego początku w winie Bena czuć było rękę mistrza i najważniejsze jest, że w tej kwestii nic się nie zmieniło. Chociaż w szerokim świecie najjaśniej rozbłysnął Amon-Ra, nie mniej godne uwagi są trzy pozostałe wina Bena – Anaperenna, Bishop i Wallace. Co ciekawe, w roczniku 2017 wyższa punktacja stała się udziałem Anaperenny, która przez Wine Advocate oceniona została na 97 punktów, a przez Jamesa Hallidaya na 95. Ben robi tylko cztery wina, wszystkie w kategorii superpremium, gdyż takie od początku było założenie projektu, którego pomysłodawcą był jego ojciec – Colin Glaetzer.
Pierwsi przedstawiciele rodu Glaetzer pojawili się w Dolinie Barossa w 1888 roku, przybywając tu z dalekiej Brandenburgii. W nowej ojczyźnie osiedlili się w miasteczku Nuriootpa rozpoczynając nowe życie i stając się jednymi z pierwszych winogrodników w dolinach Barossa i Clare. Dopiero ponad wiek później Colin Glaetzer urzeczywistnił swoje marzenie tworzenia najwyższej jakości win w bardzo limitowanej ilości, które prawdziwą sławę zdobyły jednak dopiero wówczas, gdy do gry z wielkim zapałem, dyplomem prestiżowego wydziału enologii na uniwersytecie w Adelajdzie i konkretną winiarską wizją wkroczył jego pełen charyzmy syn, Ben.
Winnica Bena Glaetzera
Od początku przekonany był co do tego, że wino powstaje w winnicy, stąd szczególna uwaga, którą przywiązuje do siedliska, z którego pochodzą winogrona wykorzystywane w procesie produkcji. A uprawiane one są w najcenniejszej części Doliny Barossa, noszącej nazwę Ebenezer. Te najstarsze, prowadzone „na głowę” krzewy są nieszczepione i liczą sobie od 80 do 110 lat, a uprawiają je rodziny lokalnych winogrodników od pokoleń. To właśnie od nich Ben kupuje wyjątkowe, najwyższej jakości winogrona, które w połączeniu z jego niezaprzeczalnym talentem dają światu zamknięte w butelce to, co w Barossie najlepsze.
Tworzone przez Bena wina na pewno warte są, by znaleźć się w piwniczce ceniącego klasę winomana. Odmianą bezapelacyjnie królującą w kolekcji jest shiraz, solo występujący w Amon-Ra i Bishopie, podczas gdy w Anaperennie towarzyszą mu grona cabernet sauvignon, będące owocem i 130-letnich krzewów. Wallace natomiast, stanowiące klasyczny kupaż shiraza i grenache, wyraźnie odbiega charakterem od tych wielowymiarowych, esencjonalnych win, ale co wrażliwszych konsumentów na pewno zachwyci finezją, miękkością i żywotnością, a także doskonałą strukturą.
Nie może być inaczej, gdyż w nim również czuć rękę mistrza oraz to, że powstało z owoców bardzo starych krzewów, których wiek w przypadku grenache wynosi 110 lat. Z czterech butelek, stanowiących nader miłą zarówno dla oka, jak i podniebienia, bardzo spójną kolekcję, Wallace powinno być skonsumowane jako pierwsze; pozostałe trzy można spokojnie odłożyć do piwniczki na całe lata. Trzeba tylko pamiętać, by z długością przechowywania nie przeholować, bo naprawdę szkoda by było zaprzepaścić coś tak nieprawdopodobnie smakowitego!